Połówkowe filtry mobilne – testujemy nietypowe rozwiązania! 21

Nie będę ukrywać, filtry połówkowe to ja naprawdę lubię i cenię, zwłaszcza w fotografii krajobrazowej. Nic tak nie koryguje nieba jak porządny filtr! Jasne, barwnych nakładek w postprodukcji mamy od groma. No i super, ale fizyczne filtry pozwalają nie tylko pokolorować dany obszar. Przede wszystkim mogą go przyciemnić. I w ten sposób połówkowy szary pozwoli nam, bez ingerencji barwnej, przyciemnić zbyt jasne niebo. No powiedzcie, po co ratować przepalenia, skoro można im zapobiegać? Połówkowy niebieski podrasuje nam barwę nieba, wody czy czego tam potrzebujecie (choć do tych nadaje się najlepiej). Pomarańczowa połówka natomiast może nam podkręcić „złotą godzinę” albo dodać nieco „retro” klimatu do miejskiego pochmurnego krajobrazu. Nie zdziwi Was zatem pewnie, że kolorowe połówki chętnie stosuję ze swoją lustrzanką bądź podręcznym RX 100 M2. Zdarzało mi się trzymać filtr połówkowy przed obiektywem smartfona, ale szczerze wygodne rozwiązanie to nie jest. Sporą radość sprawiło mi więc odkrycie, że w końcu i producentów akcesoriów naszła myśl, żeby takie połówki do smartfonów wypuścić. Rzućmy zatem okiem jak takie połówkowe filtry mobilne się prezentują!

Odkąd dowiedziałam się o ich istnieniu byłam pewna, że chcę je mieć! A skoro chcę, to w końcu to zrobię 😉 I po dłuższym czasie posiadania w końcu przyszedł czas na recenzję. Jeśli zatem i Wam wciąż czegoś brak w smartfonowym ujęciu albo najzwyczajniej w świecie lubicie nawet drobny foto sprzęt, to przedstawiam Wam barwne mobilne filtry połówkowe marki Aukey.

Producent w zestawie z trzema filtrami daje nam… trzy uchwyty. Dosłownie tak jakby liczył, że będziemy je nosić na tych uchwytach na stałe. Jest jednak plus tej sytuacji – używając jednego uchwytu nie musimy się martwić o przyszłość naszych filtrów, jeśli go zgubimy lub uszkodzimy. Mamy przecież w domu jeszcze zapasowe i w tym sensie to całkiem miłe posunięcie. Same filtry mają nietypowo dużą powierzchnię, ale tuż pod nią czai się dość dziwna redukcja. Gwint w uchwycie jest stosunkowo typowy, w przeciwieństwie do wielkości filtra. Mam przez to poczucie, że spora część barwnego obszaru popada w wieczne zmarnowanie, choć nie do końca tak jest. Połączenie barwnej i przezroczystej części wypada nadal w połowie kadru, pod warunkiem dobrego ustawienia filtra względem aparatu. Dość łatwo jest ustawić go tak, że właściwie cały kadr staje się zabarwiony. Najbardziej widoczne jest to w wypadku niebieskiego filtra, choć fizycznie wszystkie trzy filtry gradację wykonaną mają na tej samej zasadzie. W prawej kolumnie poniższego porównania możecie zobaczyć jak bardzo można gradient „zsunąć” na kadr. Osobiście wolę, gdy filtr nie zajmuje większosci kadru, chociaż przy zdjęciach w podziale 2/3 i 1/3 możliwość zejścia z gradientem głębiej wydaje się mieć sens.

Jak widać na teście względem ściany nie musimy aż tak martwić się tym, że przez dziwną redukcję tracimy tą najbardziej barwną część. Serio, jest nadal obecna i działa. Sam gradient zrobiony jest całkiem przyzwoicie, bo przejście barwne jest faktycznie płynne.

Oczywiście każdy filtr, jak przystało na połówkowy zamontowany jest na obrotowym pierścieniu, bo przecież może akurat chcemy dolną część kadru puścić przez filtr? Wiadomo, jeziora już tak mają, że zazwyczaj są w dolnej części kadru, więc połówka musi być obrotowa i świetnie, że tutaj też tak jest.

Kiedyś miałam już obawę, że zdążyłam nosząc filtry w plecaku coś popsuć. Dwa z filtrów zaczęły się tajemniczo ruszać. Chwilę się sprawie przyjrzałam i odkryłam ku swojemu zdziwieniu, że barwną część filtra można spokojnie z jego pierścienia wykręcić. I wyraźnie nie jest tak przez przypadek, bo pierścień trzymający filtr na miejscu ma nawet wyżłobienia w miejscu, w którym chcąc celowo filtr wykręcić, możemy umieścić pincetę. Czemu miałoby to służyć? No cóż, ja sprawdziłam, czy dzięki temu dałoby się filtry łączyć i… tak, dało się! Nie do końca jestem przekonana, czy takie zastosowanie miał na myśli producent, ale cóż… Da się! Więc gdybyście chcieli ponarzekać, że normalne filtry połówkowe da się łączyć, a mobilnych to mam dobrą wiadomość – nie ma powodu do marudzenia! Po chwili zastanowienia uznałam, że fabrycznie miało to ułatwiać czyszczenie filtrów.

Do zestawu dołączono też trzy zestawy silikonowych osłon na tył i przód każdego filtra, więc każdy z nich może bezpiecznie z nami podróżować. Warto pamiętać o ich zakładaniu, zwłaszcza, że filtry są plastikowe, choć jest to tworzywo wyższej jakości, bo nie ma problemu z załamywaniem światła itp. Przy ustawieniu filtra musimy jednak czasem uważać na światło, które może nam gdzieś bokiem wpaść przy zaokrąglonej obudowie telefonu. Łatwo problem rozwiążemy zasłaniając górną część telefonu (nad filtrem) choćby wolną dłonią.  Jeżeli przy Waszym telefonie problem ten pojawia się często, a ręka w tym charakterze wydaje się Wam niewygodna, to stosunkowo łatwo zrobicie sobie bardziej autonomiczną osłonę.

Oczywiście, filtry połówkowe lepiej sprawują się w terenie. Poniższe przykłady ilustrują jak łatwo barwne połówki zmieniają nam klimat sceny. W każdym z ujęć filtr ustawiony został na obszarze nieba, choć przyznaję, że z rozpędu w górskim plenerze nieco mi niebieski wszedł zbyt daleko.

bez filtra

niebieski filtr

pomarańczowy filtr

szary filtr

Niebieski filtr zdecydowanie lepiej wypada przy niemal bezchmurnym niebie – no przecież chmur niebieskich nie chcemy, więc czemu niby miałby być idealną opcją na pochmurny dzień? Ale, żeby zestawienie było kompletne, musiałam!

bez filtra

niebieski filtr

pomarańczowy filtr

szary filtr

Mówiłam, że niebieski może wiele, gdy ma z czym kontrastować? Tak dla pełnej jasności – powyższe zdjęcia pozwoliłam sobie zostawić w wersji zupełnie surowej. Żebyście mieli pewność, że widzicie to co robi dla nas filtr, a nie podmalowany efekt z LR. Oczywiście, dla celów innych niż testowe zdjęcia obrabiamy wedle własnego uznania 😉

Macie swojego faworyta spośród połówek? A może ktoś z Was testował już jakieś mobilne filtry połówkowe? Dajcie znać w komentarzach!