Camalapse 4, czyli sposób na płynny ruch w timelapse’ach?

W ostatnich latach social media i Youtube pękają w szwach od timelapsów. Choć filmy poklatkowe nie są żadną nowością (sztukę tą do perfekcji miały opanowane kanały przyrodnicze już w latach 90tych) to dziś wymaga od nas zdecydowanie mniej pracy. W samych aparatach zazwyczaj nie znajdziemy tej opcji w wersji zautomatyzowanej (pomijając małą pulę nowych kompaktów), to zdecydowana większość nowych telefonów już to ma. I nawet jeśli Twój smartfon fabrycznie nie oferuje takiej opcji, spokojnie, zawsze znajdzie się jakaś dodatkowa aplikacja rozwiązująca ten problem. Niestety, żaden timelapse rejestrowany z ręki nie ma szans wyglądać ładnie, więc statyw to podstawa. Co jednak, jeśli chcemy, żeby nasz timelapse oferował coś więcej? Pewnie już widzieliście kiedyś film poklatkowy, gdzie to nie tylko otoczenie przed aparatem ulega zmianie, ale i sam obiektyw porusza się płynnie w określonym kierunku (tzw. panning) ? Próbowaliście robić to na własną rękę i nie wyszło? Jesteście ciekawi jak osiągnąć taki efekt? Poznajcie Camalapse 4, gadżet pozwalający wam na realizację nawet w pełni panoramicznych obrotów aparatu w trakcie rejestracji choćby timelapse’a!

Camalapse 4 w najnowszej wersji rzuca się w oczy swoją geometryczną konstrukcją. Dostępny jest w dwóch wersjach. Pierwsza, ze statywowym gwintem, jest dedykowana kompaktom, lustrzankom i tego typu aparatom. Druga powstała z myślą o smartfonach – swój telefon umieszczamy w szczelinowym uchwycie, który możemy dopasować do grubości telefonu. Niestety, obie kosztują praktycznie tyle samo i przy ich cenie wersja dla smartfonów traci sens. O wiele rozsądniej jest wybrać wersję klasyczną z gwintem i wkręcić na niego uchwyt do smarfona (dokładnie taki sam, jak ten potrzebny do umieszczenia telefonu na statywie). Co właściwie robi Camalapse? A no, obraca się. Dzięki płynnemu obrotowi, po ustawieniu aparatu bądź smartfonu w tryb rejestracji poklatkowej uzyskujemy zdjęcia przesunięte względem siebie zawsze o tyle samo stopni, w tej samej jednostce czasu. Na boku Camalapse znajdziemy podziałkę informującą nas o tym ile zajmuje obrót o daną liczbę stopni. I tak obrót o 360 stopni (czyli pełny obrót dookoła własnej osi) zrobimy w 60 minut. Skoro na każdy stopień przypada tyle samo czasu, to 180 stopni zajmie nam 30 minut, a 90 zaledwie 15 min. Tym sposobem nawet pełna panorama 360 stopni w postaci płynnego timelapse’a jest dla nas w zupełności wykonalna. Oczywiście, całość działa bez jakichkolwiek baterii itp. Jak? Na podobnej zasadzie co minutnik do jajek – przekręcając obie części nakręcamy sprężynę, która wprawia je w ruch w kierunku przeciwnym do kierunku w jakim została skręcona.Oczywiście, dozwolone jest kręcenie tylko w jedną stronę (w przeciwnym wypadku uszkodzimy mechanizm i tyle z naszej zabawy), a żeby nikt się nie pomylił kierunek w jakim mamy Camalapse 4 przekręcić zaznaczony jest na podstawie całkiem sporą strzałką. Camalapse nawet cyka trochę podobnie jak minutniki kuchenne, z tym, że po zakończeniu obrotu nie rozlega się głośny alarm. I to tyle, jeśli chodzi o samą ideę produktu.

Camalapse 4 obraca niestety tylko w jednym kierunku od prawej do lewej. Klasycznie zwykło uznawać się, że ruch kamery od lewej do prawej jest bardziej naturalny dla widza, więc decyzja producenta o obrocie domyślnym w drugą stronę jest nieco przekorna. Oczywiście, stosując dowolny system odwrotnego mocowania uzyskamy ruch od lewej do prawej, czyli ten zwyczajowo polecany. Czyżby producent nie chciał, by bardziej profesjonalny efekt przyszedł nam zbyt łatwo? Niezależnie od jego intencji przy cenie jakiej żąda za swój gadżet mógł się nieco bardziej wysilić i domyślnie dać nam obrót w drugą stronę. Z ekonomicznego dla firmy punktu widzenia rozwiązanie „na opak” byłoby rozsądne, gdyby sam sprzedawał zestaw do odwrotnego mocowania i w ten sposób zmuszał nas do zakupu. Camarush, twórca Camalapse, nie ma jednak adapterów do tego celu w swojej ofercie. Obrót „na opak” zdecydowanie zachęca nas do kolejnego wydatku (ku mojemu zdziwieniu na rzecz form trzecich), tylko po to by efekt naszych prac był bardziej profesjonalny. W wersji „od prawej, do lewej” surowy timelapse wygląda mniej więcej tak:

Lekka konstrukcja owszem jest plusem jeśli chodzi o zachęcenie nas do noszenia sprzętu przy sobie, jednak ma też swoje wady. Stosowany na płaskiej powierzchni w plenerze i bez statywu Camalapse 4 nie jest w stanie oprzeć się umiarkowanym podmuchom wiatru. Niestety, może to skutkować drganiami w rejestrowanym obrazie. Jednak po umieszczeniu na statywie problem ten znikał. Drugim problemem mogą okazać się drobne wady związane z dopasowaniem podstawy do obracającej się górnej części. Zaraz po wyjęciu mojego egzemplarza z pudełka można było dostrzec, że szczelina pomiędzy obiema częściami nie jest równa , co rodziło obawy o to, że przy rejestrowaniu obraz będzie również nieco uciekał. Na całe szczęście, dzięki temu, że gwint jest umieszczony w centralnej części, na rejestrowanych timelapse’ach nie widać skrzywienia kadru. Po kilku próbach udało mi się nawet ten niepokojący mnie element wyprostować, choć nie powinien być to argument usprawiedliwiający producenta.

Największą wadą Camalapse 4 jest z pewnością cena i problemy z dostępnością na polskim rynku. Online możemy znaleźć go w cenie około 40 EUR (plus wysyłka do Polski, więc musimy nastawić się na minimum 200 zł). Płacąc tyle za tak, jakby nie było, prostą konstrukcję moglibyśmy chcieć tych kilku rzeczy więcej jak np. dbałość o spasowanie obu części (nawet jeżeli to kwestia wyłącznie estetyczna). Swój egzemplarz użytkuję od kwietnia bieżącego roku. Jasne, ponieważ timelapse’y czasem mają rację bytu, mam sentyment wobec tego sprzętu. Ruch aparatu na nagraniach jest dzięki tej małej bryłce płynny co dodaje całości siły wyrazu. I mam pełną świadomość, że ręcznie przekręcając aparat, z trudem uzyskałabym podobny efekt. Uważam zatem, że praktyczny i niezawodny rotator to coś, co każdy myślący o poklatkowych zabawach mieć powinien. Jednak ta cena… Dla majsterkowiczów, w związku z ceną i koniecznością zamówienia towaru z zagranicy, polecam eksperymenty z przerobieniem konstrukcji minutnika. I mówię to zupełnie poważnie… Nawet ja nie kłócę się, gdy złośliwi mówią, że posiadam najdroższy minutnik do gotowania jajek, bo czasem sama miewam takie wrażenie…