Wiosna (i wakacje!) to chyba ten czas gdy robimy najwięcej zdjęć. Pewnie dlatego, że w wypadku tej pierwszej pory roku, znudzeni zimą cieszymy się każdą oznaką budzącej się do życia i wreszcie mamy więcej czasu (dłuższy dzień implikuje większe szanse na zdjęcia robione o innej porze niż po zmroku). Potem lato, wakacje… zazwyczaj w tym okresie dzieje się więcej niż przez poprzednich kilka miesięcy – wyjazdy, podróże, spotkania z przyjaciółmi, spacery… Długo można by tak wymieniać. Co jednak zrobić, by nasze uwiecznione wspomnienia w tym roku prezentowały się jeszcze lepiej? To jasne! Podszlifować swój warsztat! Ruszamy więc z nową serią na blogu, w której poznacie proste triki pozwalające zrobić lepsze zdjęcia! Wiosną zaczyna się sezon na diety dobierane z myślą o występach w bikini, więc czemu by nie zacząć szlifować swoich fotograficznych zdolności już teraz, by latem brylować?
Punktem wyjścia powinien być… odpowiedni punkt widzenia. Na żywo wiele obiektów wydaje nam się nieco bardziej atrakcyjne, niż po sfotografowaniu. Głównie dlatego, że patrząc widzimy znacznie szerzej niż na rejestrowanych ujęciach. Obserwując interesujący nas obiekt odruchowo skupiamy na nim wzrok, jakby zapominając o otaczającym nas świecie. Powinniśmy o tym mechanizmie pamiętać, szczególnie gdy fotografujemy coś innego niż pejzaże. Szerokie ujęcie zastosowane do pokazania niewielkiego tematu nie pozwoli nam wyeksponować obiektu w atrakcyjny sposób. Jeśli nasz obiekt zajmuje mniejszą część kadru (zapomnijmy na chwilę o fotografii krajobrazowej) raczej ciężko będzie nam skupić uwagę widza. Z drugiej strony jeśli obiekt naszego zainteresowania wypełni praktycznie cały kadr, całość kompozycji może wydać nam się zbyt przytłaczająca. Choć zasadami kompozycji zajmiemy się w następnej części, to warto już teraz zacząć zdawać sobie sprawę, że każdy temat ma gdzieś swoją „najlepszą” stronę. Naszym zadaniem jest tą stronę znaleźć i uwiecznić. Nie wierzysz, że warto? Spójrz zatem na poniższe przykłady! Ostrzegam, pierwsze ujęcia przedstawiają dość srastyczny obraz nędzy i rozpaczy, który finalnie okazał się jednym z bardziej wdzięcznych!
Kilka lat temu, zupełnie przypadkiem, zdarzyło mi się napotkać pewne urocze żabki, które ewidentnie poczuły wiosnę w powietrzu. Jako że zazwyczaj fotografuję przyrodę, uznałam, że oto mam okazję. Szczerze niewiele wiedziałam o zwyczajach żab, więc pierwsze zdjęcia robiłam raczej ostrożnie, zachowując zbyt dużą odległość od obiektu. Niestety, jeszcze 5 lat temu zoom aparatu w telefonie nie powalał, więc pierwsze zdjęcia rodziły smutek…
Dlaczego w ogóle chciałam fotografować te maleństwa telefonem, skoro czasy nie były jeszcze w pełni sprzyjające? Przyznam szczerze, byłam nieprzygotowana do zdjęć. Idąc na krótki spacer w znanej mi okolicy nie spodziewałam się niczego zaskakującego. To właśnie ten dzień zrodził we mnie potrzebę posiadania kompaktu, który może naprawdę wiele! Nie mniej, działając z tym co miałam, postanowiłam wykorzystać szansę i podejść bliżej…
Dość szybko zorientowałam się, że w przeciwieństwie do większości dzikiej przyrody, żaby w pewnych okolicznościach są dość bezbronne i stopniem mobilności śmiało można porównać je do martwej natury. Postanowiłam więc jak najlepiej wykorzystać czas, żeby znaleźć optymalny punkt widzenia. Najprościej zatem przymierzyć się do kadru z niemal każdej strony…
Jeśli sytuacja tego wymaga, możemy nieco poprawić kadr poprzez usunięcie z pola widzenia elementów przeszkadzających, jak choćby widoczny wyżej liść. Po chwili poszukiwań okazało się, że najlepszą (przynajmniej w moim odczuciu) perspektywą do fotografowania żab, jest… nomen omen żabia perspektywa!
Niestety, moja para modeli postanowiła ulokować się na nieco pochyłym terenie, więc wybór był prosty – albo równy horyzont, albo pełna uwaga dla żab. Fotografia przyrody rządzi się swoimi prawami, więc w tym wypadku ważniejszy jest żabi element, niż tło. Finalnie zdecydowałam się na pionowy kadr, niemal przysuwając telefon do żabich pyszczków. Jedyną barierą była minimalna odległość ostrzenia!
Rzućmy raz jeszcze okiem na wszystkie powyższe zdjęcia. Temat na wszystkich jest dokładnie ten sam. Co więcej, zaręczam, że moi modele nie ruszyli się ani o milimetr w trakcie mojej pracy. Przyznacie jednak, że pierwsze zdjęcia, podyktowane utrwaleniem dla siebie zmarnowanej okazji (bo w takim poczuciu robiłam zdjęcia – z odległości kilku metrów, obawiając się, że spłoszę towarzystwo) są nieco ordynarne. Pokazują temat w sposób banalny, niemal chamski. Profil żab nie wydawał się nazbyt radosny. Co innego widok pyszczków z poziomu gruntu! Mówcie co chcecie, ja miewam wrażenie, że na tych pyszczkach widzę niemal uśmiech! Finalnie do dziś uznaję, że wykorzystałam szansę daną przez przyrodę co do joty.
Co może przeszkodzić nam w znalezieniu tego najlepszego punktu widzenia? Największym wrogiem naszych zdjęć możemy okazać się my sami, a ściślej, nasze poczucie skrępowania. Jeśli nie masz śmiałości, by obiekt swoich zainteresować, fotografować z każdej strony, istnieje spora szansa, że nie złapiesz tej najbardziej fotogenicznej wersji. Warto zatem dla dodania sobie kurażu poćwiczyć nawet na martwej naturze. Choćby po to, żeby udowodnić sobie samemu, że potrafimy pokazać temat tak jak chcemy. Wtedy z trochę większą śmiałością przyjdzie nam obejście tematu dosłownie dookoła i zdecydowanie się na większe bądź mniejsze poświęcenia. Do dziś pamiętam, jak robiąc ostatnie zdjęcia, leżałam na wilgotnym piachu (bo żaby w nastroju są najczęściej krótko po deszczu)… Ludzie dookoła patrzyli na mnie pewnie raczej dziwnie, ale cóż poradzić.
Wy też uważacie, że radość z fotografowania jest warta dziwnych spojrzeń i upapranych ciuchów?