Adobe Stock automatycznie otaguje Twoje zdjęcia – test platformy stockowej 3

Zachęcona wieloma pozytywnymi opiniami dotyczącymi Adobe Stock i wielokrotnym podkreślaniem wygody ich interfejsu uznałam, że po latach olewania mojej aktywności na stockach spróbuję swoich sił raz jeszcze. Przyznam szczerze, że jakieś 10 lat temu wiązałam spore nadzieje z mikrostockami, ale… dość często odkrywałam, że na dłuższą metę mam zbyt mało czasu, by na kilku portalach jednocześnie dbać o portfolio i ręczne tagowanie zdjęć. A jak wspominałam obszerne portfolio z porządnymi tagami to absolutna konieczność w tym biznesie. Oczywiście jeśli chcemy liczyć na coś więcej niż 5$ rocznie.

Jeśli więc coś jest w stanie zaoszczędzić nam problemów i zminimalizować czas na etapie tagowania, to ja jestem na tak! Adobe Stock obiecuje sam rozpoznać kategorię i podać nam słowa kluczowe. Oczywiście, jeśli nie będziemy zadowoleni z efektu, możemy wszystko dostosować ręcznie. Zbyt piękne by było prawdziwe? Zobaczcie więc sami jak Adobe Stock automatycznie otaguje przesłane zdjęcia.

Przeglądając spontanicznie zdjęcia które potencjalnie możnaby uznać za stockowe, wrzuciłam co miałam pod ręką. Przyznam, że upload przez przeglądarkę okazał się pierwszy raz aż tak przyjemny i bezproblemowy. Oczywiście, możemy wgrać też pliki przez serwer FTP, co przy klipach wideo jest koniecznością, a przy zdjęciach całkiem miłą opcją przy dłuższym związku z portalem. Z powodzeniem możemy bowiem naszego klienta FTP skonfigurować na wzór Dropboxa i tym sposobem, z jednego wspólnego folderu typu „stock” wgrywać całe nasze portfolio. Brzmi kusząco jak dla mnie. Skupmy się jednak na pierwszym wrażeniu!

Przyjemny dla oka przejrzysty interfejs to zawsze plus. Co więcej, postęp naszych prac możemy zapisać na każdym etapie, co jest ogromną przewagą względem wielu innych portali. Nie musimy każdego zdjęcia po opisaniu słowami kluczowymi przesyłać do akceptacji. Możemy skupić się na spokojnym opisaniu całości wgranego materiału, bądź dowolnej jego części z którą chcemy się zmierzyć, a potem przesłać je do akceptacji hurtowo. Jak wygląda obiecana funkcja autotagowania? Po pierwsze, Adobe Stock rozpoznaje naszą geolokalizację i zakłada, że zapewne będziemy opisywać zdjęcia po polsku. Próbuje też na podstawie analizy obrazu podrzucić nam pomocne słowa kluczowe i cóż… różnie to bywa! Spójrzcie z resztą sami na przykład skrajnie niebezpiecznych pomyłek….

Błędy w tagowaniu po polsku mogą być naprawdę ekstremalne!

Wierzę, że ulubione w tym wypadku słowo Adobe Stock to kwestia dwuznaczności w tłumaczeniu słowa „pussy” choć lista po zmianie języka na angielski zaczynała się od najzwyklejszego „cat”. Nie możemy więc ślepo ufać temu co nam podpowie Adobe Stock, a przynajmniej nie po polsku. No chyba, że to ja nie wiem jednak co fotografuję…

Po tym krótkim akcencie humorystycznym rzućmy okiem na porównanie wersji polskiej i angielskiej tej automatyzacji pracy.

Automatyczne tagowanie obrazu w wersji polskiej

oraz tagi dla tego samego obrazu w wersji anglojęzycznej. Wyraźnie widać różnicę w jakości algorytmu!

Wersja anglojęzyczna naprawdę jest na medal i podziwiam ilość pracy włożoną w jej stworzenie. Widząc zmagania z machine learning w pracy na uczelni, naprawdę chapeu bas Adobe! Zaimponowaliście mi. Nie mam natomiast pojęcia w jaki sposób uzyskano tłumaczenie słów w bazie danych na polski. Zwłaszcza przez fakt, że Adobe wydaje się nie czuć różnicy między polskim i francuskim czy niemieckim to tu to tam. I ja naprawdę rozumiem, że Polska to mały rynek a Adobe naprawdę nie przejmuje się aż tak dokładnością dopasowania, ale przecież… skoro dopasowanie słów po angielsku działa perfekcyjnie, to inne wersje językowe powinny ograniczyć się do przetłumaczenia słowników i tyle. Wierzę, że gdyby Adobe zawsze przypisywał słowa według oryginalnego anglojęzycznego algorytmu, a dla pozostałych języków oferował najzwyklejsze tłumaczenie wyrażeń, byłoby o niebo lepiej. Uwierzcie, machine learning jest w stanie kontekstowo rozróżnić w swojej bazie „pussy” jako kotka i pewną część ciała. To samo słowo opatrzone dwoma różnymi identyfikatorami w bazie danych pozwoliłoby na właściwe stosowanie słów występujących w obu tych kontekstach w innych językach i nie generowałoby takich wtop. Zdecydowanie przysłużyłoby się też automatyzacji przenoszenia obrazów między rynkami, więc nawet dla Adobe to sytuacja typu win-win. Osobiście przez różnice w efektach pracy algorytmu wierzę, że opis w języku polskim może nie mieć większego sensu. Nawet Google Translator do niedawna radził sobie nieporównywalnie lepiej z wersją „angielski na polski” niż na odwrót, więc chcąc walczyć o większe zasięgi, możemy rozważyć skupienie się na tagowaniu anglojęzycznie. W ramach natury badacza część swojego portfolio tymczasowo otaguję po polsku i zobaczymy jak sobie poradzą w statystykach.

Słowa kluczowe możemy oczywiście dość przyjemnie edytować – albo w postaci szeregu wymienionego po przecinku, albo osobnych pól. Jedno kliknięcie i zmieniamy graficzną formę naszych tagów – osobiście druga wersja wydaje mi się wygodniejsza do przenoszenia ważniejszych słów na początek, tam gdzie to konieczne.

Domyślnie widzimy pierwsze pięć słów kluczowych

bez problemu możemy jednak wyświetlić pełną listę

Wystarczy kliknąć ikonę strzałki by przesunąć dane słowo kluczowe na wyższą pozycję.

Jeśli mamy kilka podobnych zdjęć, to pewnie i taki będą identyczne. Adobe sugeruje nam w ramach swoich wskazówek przytrzymanie klawisza CTRL (Windows) lub CMD (Mac OS) w celu zaznaczenia grupy i jej wspólnej edycji.

Wskazówki u góry okna zdecydowanie ułatwiają nowym użytkownikom poznanie funkcji portalu.

No tak to ja mogę tagować! Przejście przez 40 zdjęć zajęło mi raptem 15 minut (bez grupowych tagów), więc i tak byłam pod wrażeniem. Jednak skoro może być lepiej, to dlaczego by nie zapamiętać tej opcji! Jeśli więc nie podobają się Wam polskie propozycje słów kluczowych, to zaznaczając wszystkie nasze zdjęcia możemy w dwóch kliknięciach przełączyć opcję opisu na angielski i odświeżyć listę automatycznych słów kluczowych klikając opcję na końcu kolumny z prawej strony.

Parę kliknięć i możemy hurtowo zmienić ustawienia języka do automatycznego tagowania dla całej serii zdjęć!

A co jeśli wrzucane przez nas zdjęcie nie spełnia wymogów? Jeśli boki naszego zdjęcia nie spełniają minimalnych wymagań, to zdjęcie po prostu nie zostanie dodane, a na górze ekranu roboczego pojawi się komunikat informujący nas o powodzie pominięcia pliku. Czasem może się jednak zdarzyć, że wymiary są ok., ale jakość obrazu budzi wątpliwości algorytmu. Wówczas zobaczymy taki oto komuniakt

Zdjęcie zbyt skompresowane? Spokojnie, Adobe Stock powie Ci o tym zanim je otagujesz!

Nikt nam nie broni poświęcić czasu na tagowanie, jednak lojalnie uprzedzono nas, że to z góry może być strata czasu. Sądzę, że na początku szczególnie ułatwi to pracę wielu pasjonatom. Po co rozbudzać w człowieku zbędne nadzieje, jeśli następnego dnia zostaną zgaszone poprzez odrzucenie wszystkich tego typu plików, skoro można uprzejmie dać znać zawczasu? Ogólnie jestem na tak wobec tego zabiegu!

Gdy już otagujemy wszystko, możemy przesłać zdjęcia do akceptacji. Jednak za pierwszym razem zostaniemy poproszeni o wgranie skanu naszego dokumentu tożsamości. Może się Wam to nie podobać, ale prędzej czy później każdy stock zapyta o dokument potwierdzający naszą tożsamość. W niektórych faktycznie wymóg ten pojawia się dopiero przy pierwszej wypłacie.

Żeby było milej – na przyspieszeniu pracy przy wgrywaniu wsparcie Adobe Stock się nie kończy! Już wkrótce zdradzę Wam, jak wygląda kwestia zarządzania zgodami na upublicznienie wizerunku. Jeśli więc w ramach swojej działalności stockowej zamierzacie fotografować ludzi, to rozwiązanie oferowane przez Adobe Stock naprawdę jest godne uwagi!