Fotograf w podróży, czyli zagraniczne łupy 21

Przyznam się bez bicia, że od kilku lat, niezależnie od powodu wyjazdu, na swojej liście „rzeczy do zrobienia” mam odwiedziny w  dwóch konkretnych typach sklepów. Pierwszy to sklepy zajmujące się sprzedażą kart Magic: The Gathering, drugie to… sklepy fotograficzne, a jak! I z jednej strony ma to charakter turystyczny, z drugiej daje to możliwość upolowania produktów niedostępnych na polskim rynku, bądź absurdalnie drogich. Dotychczas najlepiej sprawdzało się to w kwestii karcianki, jednak ostatni wyjazd do Berlina przyniósł miłą odmianę. Dwie ulice obok miejsca, w którym spędzałam większość dnia w ramach czynnego udziału w ESA World Meeting, znajdował się sklep FotoImpex. Nawet ich strona internetowa jasno mówi, że uważają się za specjalistów w zakresie fotografii analogowej. I wiecie co? Nie ma w tym ani grama przesady, mogą się nazywać jak tylko chcą – asortymentem i wiedzą biją na łeb na szyję wszystkie miejsca, jakie dotychczas widziałam! Nie dość, że oferują świetne materiały światłoczułe, ot tak dostępne od ręki, to dla prawdziwych zapaleńców znajdzie się też coś bardziej szlachetnego!

Skupmy się jednak na ofercie filmów, bo na chwilę obecną nie mam warunków do bardziej retro technik.

Niezależnie od tego czy wolicie 35mm czy 120mm, czy jak kto woli mały lub średni format znajdziecie coś dla siebie. Ba! Nawet dla chcących się pobawić mikrofilmem (110mm) znajdzie się coś miłego – współcześnie tylko Lomography produkuje ten format, więc wybór na rynku sam w sobie jest jaki jest.

Wróćmy jednak do 35mm, jako że to najbardziej przystępny cenowo format, przynajmniej jak na początek. FotoImpex tutaj zaszalał z asortymentem. Od rolek tak sławnych jak Kodak Ektar, Fuji Velvia czy przystępna cenowo Agfaphoto Vista, przez Fomapany czy Ilfordy, docieramy do rolek mniej typowych i często naprawdę niszowych. No powiedzcie szczerze – wpadliście kiedyś tak przypadkiem na rolkę Fujifilm Natura? Jeśli rolka waszych marzeń akurat wprzedała się na Lomography i jakoś już tam nie wraca, to sprawdźcie w FotoImped.de – może macie jeszcze szansę trafić coś w ich magazynie! No ale, to naprawdę pikuś w stosunku do innych cudów jakie znajdziecie. Ja osobiście miałam spory dylemat, żeby wybrać rolki które dostaną pierwszeństwo w zakupie. Co w finalnym rozrachunku wyjechało ze mną z Berlina?

Skusiłam się na filmy marki Kono!. Na dobry początek wybrałam dwa owiane największą sławą – Bubblegum i Monsoon. Producent określa swój produkt jako „dubble film” i choć brzmi to tajemniczo, to całość opiera się na zapakowaniu w rolkę filmu wstępnie naświetlonego. Wstępne naświetlenie sprawia, że film rejestrując obraz przekłamuje kolor co pozwala na zarejestrowanie obrazu który faworyzuje pewne barwy. Oczywiście, cokolwiek ustrzelimy, zostanie „podkręcone” w kierunku lekkich różowości i pomarańczy (Bubblegum) lub chłodnych nieco przydymionych błękitów (Monsoon). Zdecydowanie więcej uroku dodaje to, gdy fotografowana scena z natury ma w sobie coś z tych barw – wtedy tylko je podkreślamy, a nie nakładamy „na chama”. Nawet zdjęcia na stronie producenta całkiem dobrze obrazują jak wygląda koloryzowanie na siłę. Jeden i drugi całkiem dobrze nada się do portretów – Bubblegum świetnie sprawdzi się w sielankowych letnich ujęciach, Monsoon zdecydowanie bardziej odpowiada potrzebom i stylistyce street photo. Sam zabieg brzmi dość naiwnie, ale chętnie zobaczę efekty. Tak z czystej ludzkiej ciekawości. Producent zapewnia nas, że każda rolka przygotowywana jest ręcznie, a wieść gminna w odmętach Internetu niesie, że sam materiał światłoczuły wykorzystany przez firmę do wstępnego naświetlenia pochodzi z produkcji Kodaka. I w rzeczy samej tak jest, jeśli zajrzymy pod kolorową naklejkę producenta!

Pod etykietami filmów Kono i Revolog znajdziemy… Kodacolor!

Gdyby ktoś nie dowierzał, służę przykładem. Rolki wywoływać można w klasycznym procesie C-41, więc nie musimy poszukiwać niszowego labu. Choć z definicji lepiej mieć sprawdzony i zaufany lab, jeśli chcemy powierzać mu dziwne produkty. Cena producenta za Bubblegum i Monsoon to €12.00 za sztukę, no nie ukrywam, drogo. Podsumowując – Kono! to ogólnie dziwna marka, bo wśród filmów znajdziemy nie tylko te, które wstępnie naświetlone były, by dać nam jakąś konkretną tintę, ale też takie, których celem jest np. dodanie do naszych zdjęć kocich łapek. Nie pytajcie dlaczego…

Kolejne na mojej liście to Revolog Kolor – znów preeksponowany film, który dodaje nam nieco bardziej żywiołowych barw niż moje wcześniejsze wybory. Sam producent oferuje niezbyt dużą galerię zdjęć mających ukazać działanie filmu, za to internet pęka w szwach! I szczerze kusi mnie, by to od niego właśnie zacząć, zwłaszcza, że dwie roli pozwalają na wstępne sprawdzenie jaka ekspozycja sprawuje się najlepiej. Bywają wszak filmy eksperymentalne, które lubią być nieco niedoświetlone, by móc „dać czadu”! Revolog Kolor wyceniony został na €9.50 za sztukę. Gdyby zastanawiało Was co służy za bazę do produktów Revolog to uprzedzę pytania – w środku znajdziemy Kodacolor dokładnie tak jak w wypadku marki Kono!.

No i dochodzimy do moich faworytów! Pierwszy to CineStill film 800 Tungsten, który w materiałach producenta wygląda wręcz nieziemsko w nocnych zastosowaniach. Wyraźny kontrast, głębokie czernie, niskie ziarno… jeśli materiały producenta faktycznie dobrze odzwierciedlają możliwości filmu, to hasło reklamowe „cinematic picture for still photographers” jest jak najbardziej trafione! Jak już się pewnie domyślacie – ideą twórców było stworzenie filmu 35mm, który oddawałby głębię rodem z dawnych taśm filmowych. Opracowali własny autorski proces umożliwiający zwiększenie zakresu tonalnego filmu przy jednoczesnym zmniejszeniu zaszumienia, a do tego szczerze zachęcają do lekkiego niedoświetlenia filmu. No sami przyznacie, brzmi jak marzenie eksperymentalisty!

Ostatnia rolka (a właściwie dwie sztuki) to, jak w międzyczasie odkryłam, niemal święty Graal. Adox IR-HR PRO to film uwrażliwiony na światło podczerwone. Oczywiście, żeby w pełni ten efekt wykorzystać musimy fotografować z filtrem. Adox oferuje jako uzupełnienie zestawu fotografa IR swoje własne żelatynowe filtry, które mają na tyle ograniczoną moc, by nadal fotografować z ręki. Film charakteryzuje ekstremalnie niskie ISO 50, co sprawia, że z filtrem R72 w pełni blokującym światło widzialne (dzięki czemu rejestrujemy tylko to podczerwień) naprawdę można zaszaleć w kwestii czasu naświetlania. Oczywiście, wtedy musimy już pamiętać o statywie, bo inaczej całość zabawy nie ma większego sensu. Podczerwona fotografia z filtrem R72 na materiale analogowym to prawdziwe wyzwanie, stąd te dwie rolki. Czemu uznałam, że film ten jest aż tak ekscytujący, że porównałam go do świętego Graala swojej dziedziny? Otóż… Internet póki co wie o nim tyle, że film ma zostać wypuszczony na rynek i… na tym się sprawa kończy. W ostatnich dniach czerwca, gdy dokonywałam zakupu, nie znalazłam żadnego sklepu, który miałby go w swojej ofercie on-line. Co ciekawsze, sam FotoImpex na swojej stronie go nie ma, a w sklepie udało się to cudo upolować. Przychodząc na zakupy swoją listę filmów otwierałam nieco innym materiałem IR, którego akurat już na stanie nie było. Wyjątkowo profesjonalnie zorientowany i niezwykle uprzejmy sprzedawca od razu wpadł na pomysł, że o, ma tutaj taki nowy materiał. Wtedy nie wchodziłam w szczegóły, ale dziś wiem, jak nietypowy produkt wpadł mi dzięki jego uprzejmości w ręce. Ekscytacja zatem pcha mnie ku temu, by odpalić czym prędzej któryś ze swoich kompaktów, podpiąć do niego Biotara 58mm f/2, zapakować filtr do torby, złapać statyw i ruszyć w teren! No w końcu nie ma to jak recenzja produktu, który dosłownie wchodzi na rynek! Sam fakt, iż FotoImpex posiadał produkt u siebie, na miejscu już w ostatnich dniach czerwca, raptem kilka  tygodni po medialnych doniesieniach, doskonale obrazuje jak wypasionym miejscem jest ten sklep! Jeśli więc interesujesz się fotografią analogową i przypadkiem jesteś w Berlinie, śmiało pędź w ich stronę! Warto!

Dla tych, którzy bardzo niechętni są wobec użycia w fotograficznych zakupach języka obcego, mam jeszcze ciekawszą wiadomość. Jeden ze sprzedawców, których tam spotkałam jest Polakiem i przy zakupach nie dość, że bez problemu przekaże Wam wszelkie ważne informacje, to jeszcze zrobi to radiowym głosem. Tak w ramach wisienki na torcie. Nie spodziewałam się, że tak szybko dorobię się ulubionego miejsca w Berlinie, a tu proszę! Możecie więc być pewni, że jeśli z jakiegoś powodu znowu przyjdzie mi jechać w tamtą stronę, to FotoImpex z pewnością pochłonie większość moich funduszy na zakupy „dla siebie”!

Tak się składa, że na tym moje zdobycze z FotoImpexu się nie skończyły, ale przez lekką odmienność pozostałych produktów, wolę poświęcić im osobny wpis. W międzyczasie dajcie znać, który z filmów najbardziej przykuł Waszą uwagę! Wezmę to pod uwagę w kontekście kolejności testowania!